Zafascynował mnie opis tradycyjnego indiańskiego ogrodnictwa
zawarty w książce „Native American Gardening: Buffalobird-Woman's Guide toTraditional Methods”. W 1910 młody student postanowił w ramach pracy naukowej
spisać wiedzę najstarszej kobiety z grupy Indian Hidatsas z Dakoty. Efektem jest wspomniana
właśnie książka – słowo w słowo przedyktowana przez Buffalobird-Woman.
Kilkadziesiąt stron rzutem na taśmę uratowane przed zapomnieniem, zawierające
setki jeśli nie tysiące lat nagromadzonych doświadczeń. Dziś powszechne są
książki, z których wiedzę można skompresować z pięciuset stron do dwóch
linijek. Ta książka jest ich przeciwnością.
Zakładanie ogrodu u Indian było znacznie prostsze niż u nas.
Rodzina szukała kawałka ziemi, która nie była używana przez innych. Dla Indian
koncepcja własności ziemi była podobnie abstrakcyjna jak własności powietrza,
którym oddychamy. Dzięki temu ziemia nie była „zarezerwowana” w księgach
wieczystych i nie leżała odłogiem. Albo była używana przez dziką przyrodę, albo
przez ludzi. Gdy ktoś potrzebował to używał. Ograniczeniem górnym chciwości
była praca wymagana do opieki nad ziemią. Po co posiadać nadmiar ziemi, jeśli
się nie ma sił, by na niej gospodarować? Ktoś, kto próbował prostymi metodami
uprawiać większy ogródek warzywny wie o co chodzi. Dochodzi się do pewnego
poziomu równowagi, w którym rodzina jest w stanie wyżywić się z ogródka.
Większy ogródek nie ma po prostu sensu, gdyż powodowałby tylko nadmiar pracy i
mniej czasu na zabawę, twórczość i inne prawdziwie ludzkie czynności.
Niesamowite, że powszechnie się uważa, że to nasze metody dostępu do ziemi są
cywilizowane, a te stosowane przez ludy rdzenne są prymitywne. Dla wielu
cywilizowanych – szczególnie młodych – ludzi projekt „własny kawałek ziemi” jest
podobnie złożony jak projekt wystrzelenia rakiety w kosmos. Trudno dostępna
praca, nierzadko prawie niewolnicza, pętla kredytu na 30 lat na głowie, setki
papierów i przedzierania się przez opór urzędów, sieć powiązań niczym pajęczyna
utrudniających wyrwanie się z miasta. I wszędzie w koło ci niestabilni psychicznie
politycy pieprzący w telewizji i radio, siejący strach i nienawiść. Bez dwóch
zdań coś solidnie spierd*****śmy. Niektórzy dadzą kontrargument „no i jak
skończyli Indianie”. To mocny kontrargument. W starciu z agresją zachodniej
„cywilizacji” żaden normalny lud nie przetrwa. Mam jednak nadzieję, że to jest
chwilowa przegrana rdzennych kultur. Dalaj Lama zapytany o pozytywne strony
inwazji China na Tybet świetnie odpowiedział. „Siedzieliśmy przez stulecia w
izolacji, być może zbyt dużej izolacji. Nasze cenne nauki były dostępne tylko
dla Tybetańczyków. W wyniku inwazji Chin i eksodusu Tybetańczyków skarby
buddyzmu stały się dostępne na całym świecie.”. Podobnie z Indianami. W wyniku
holocaustu Indian (ilość ofiar była większa co najmniej dziesięciokrotnie w
porównaniu z zamordowanymi Żydami) wiedza i kultura indiańska rozchodzi się na
cały świat. Dotarła nawet na takiej odległej Doliny Muminków, w której leży mój
warzywnik :).
Do przygotowywania ogrodów i późniejszej kultywacji używano
prostych narzędzi. Buffalo Bird’s Woman była ostatnią w swoim rodzie, która miała
kopaczkę z ostrzem z kości łopatki. Innym narzędziem był zwykły zaostrzony kij
służący do kopania. Mając takie narzędzia można wyżywić rodzinę, zapewniając
jej najwyższej jakości jedzenie. Kopaczka z kości i kij.
Oprócz szczegółowych instrukcji ogrodniczych książka zawiera
też sporo wiedzy na temat życia Indian. Przykładem jest zwyczaj stawiania
„platformy strażników” przy ogrodzie. Wiadomo jak dzieci uwielbiają domki na
drzewach. Indiańskie dzieci dostawały więc co roku coś w rodzaju domku –
drewnianą platformę, na którą wychodziło się po drabinie. Od strony południowej
wisiała skóra zwierzęca zapewniająca cień. Przez całe lato indiańskie dziewczynki
miał ważne zadanie. Opiekowały się ogrodem doglądając go z platformy
strażników. Śpiewały całymi dniami specjalne piosenki, by rośliny dobrze się
rozwijały. Odpędzały ptaki żerujące w ogrodzie czy inną zwierzynę. Groźną
zwierzyną okazywali się mali Indianie, którzy zakradali się do ogrodów, by
zdobyć młodą kolbę kukurydzy. Osobnym rytuałem były flirty pomiędzy
dziewczynkami pilnującymi ogrodu na platformie, a zakradającymi się chłopcami.
Dziewczyny wymyślały piosenki ośmieszające chłopaków, a ci wiecznie kręcili się
przy platformie demonstrując swoje umiejętności i prężąc muskuły :). Patrząc
jak dziś dzieci wiszą nam na głowach wysysając większość wolnego czasu i
energii trzeba przyznać, że Indianie byli bardziej rozumni :).
Obok platformy budowano prosty szałas na kuchnię polową. Tam
gotowane były posiłki dla rodziny.
Co zrobić gdy ktoś zachorował i nie miał sił, by pracować w
ogrodzie na wiosnę, czyli w czasie kiedy nie można było sobie pozwolić na
zbytnie opóźnienia w sadzeniu? Proste. Wystarczy poprosić sąsiadów o wykonanie
pracy w zamian za wspólny posiłek. Była to powszechnie respektowana metoda. Jak
widać istnieje alternatywa dla ZUS i monstrualnych, kompletnie nieludzkich
instytucji oplecionych kilometrami kabli i tonami systemów informatycznych.
Wystarczy mieć życzliwych sąsiadów, umieć powiedzieć „proszę” oraz umieć
przygotować biesiadę. No i jeszcze coś więcej. Trzeba mieć wiarę w ludzi.
Dynie stanowiły ważny składnik posiłków w zimie. Były
krojone nożem z kości łopatki na plastry oraz wieszane na wierzbowych patykach.
W ten sposób po trzech dniach suszenia na słońcu dynie były gotowe do przechowania.
Silos służący do przechowywania jedzenia na zimę to wyższa
inżynieria. Kopano dół szeroki u podstawy i zwężający się jak butelka przy
powierzchni ziemi. Dół był wyścielany odpowiednimi trawami, które sprawdziły
się i nie pleśniały. Ściany były w przemyślny sposób wzmacniane gałęziami
wierzby. Następnie jedzenie było układane zgodnie z precyzyjnym planem.
Najpierw kolby kukurydzy, później ziarno kukurydzy. W środku otoczone ziarnem leżały wysuszone dynie. Takie ułożenie zapewniało
trwałość przechowywania oraz wygodny dostęp do schowanego jedzenia. Urządzenie
proste, skuteczne, ale widać, że zawierało wiedzę dziesiątek pokoleń.
Eksperymentowanie z przechowywaniem żywności jest bardzo ryzykowne, a taki
silos nie mógł powstać bez wieloletnich eksperymentów. Tym bardziej należy się
Indianom wielki szacunek za ich wynalazek.
Moja uprawa dyni nie wiele ma wspólnego z tradycją
indiańską. Na wiosnę na kawałku pola rozrzuciłem sporą warstwę owczego
obornika, gdyż dynie są bardzo żarłocznymi roślinami i potrzebują sporo nawozu.
W pierwszym nasadzeniu powtykałem nasiona dyni do obornika i posadziłem kilka
sadzonek kupionych w sklepie ogrodniczym. Nie wiedziałem, że myszy uwielbiają
nasiona dyni. Zanim się zorientowałem, że nic nie kiełkuje minęły tygodnie. Myszy
zjadły wszystkie nasiona dyni, wszystkie nasiona fasoli i około stu sadzonek
warzyw kapustowatych pieczołowicie chowanych w rozsadniku:). Taki pstryczek w
nos po udanym pierwszym sezonie nieobfitującym w myszy. W ramach planu
awaryjnego posiałem nasiona dyni w modułach i schowałem przed myszami. Straciłem
w ten sposób jakieś sześć tygodni. W efekcie z sadzonek kupionych w sklepie
wyrosły piękne, duże dynie, a z mojego drugiego rzutu dynie są jeszcze małe.
Teraz codziennie trzeba obserwować prognozy pogody. Dynie przeżyły już dwa małe
przymrozki w tym roku – takie po minus jeden stopień. Może jeszcze nieco
podrosną.
Uwieńczeniem całego sezonu oczekiwania jest pierwsza
jesienna zupa dyniowa.
Jest to też znak przejścia do kolejnej pory roku. Zupa
cukiniowa ze swoim lekkim wiosenno-letnim smakiem powoli ustępuję miejsca zupie
dyniowej, w której wyraźnie czuć dłuższy czas dojrzewania smaku i aromatu. No i
ten jesienny kolor, którego nie ma w warzywach letnich. Nie dość, że jedzenie
nie zawiera żadnej chemii to jeszcze efekt własnej uprawy potęguje smak.
We wspominanej książce było zdjęcie indiańskiej łyżki z łodygi dyni. Łatwa w wykonaniu i całkiem wygodna :).
Spróbuję wysuszyć jedną dynię metodą indiańską. Może uda się
przemycić trochę jesieni do środka zimy.
Na razie z mojej praktyki absolutnymi mistrzem w
magazynowaniu jedzenia na zimę jest ziemniak. Łatwy w uprawie (gdyby nie zaraza
ziemniaczana), bardzo pożywny i smaczny oraz w miarę łatwy w przechowywaniu na
zimę. Jeśli suszenie dyni okaże się skuteczne to dynia może się okazać ważnym
konkurentem ziemniaka. Może nie tak kaloryczna i pożywna, ale łatwiejsza w
uprawie i zbiorze oraz wyjątkowo smaczna.
Słoneczniki indiańskiej odmiany hopi już są całkiem duże.
Mam nadzieję, że dojdą przed mrozami. Będę mógł spróbować kolejnego przysmaku indiańskiego
– kulek słonecznikowych. Pełniły one funkcję dzisiejszych batonów
energetycznych. Młodzi Indianie wyruszający na długie polowania zabierali ze
sobą te przysmaki. Gdy dopadło ich zmęczenie kulka słonecznikowa szybko
stawiała ich z powrotem na nogi.
Pracujemy nad nowym pomysłem i potrzebna Wasza pomoc. Będzie
to miejski ogród, w którym połączymy nadmiar ziemi leżącej odłogiem tu i tam z
nadmiarem wolnego czasu i chęci wśród młodych ludzi. W efekcie wyhodujemy
pyszne jedzenie dla tych, którym go brakuje. Takie proste zrównoważenie
nadmiarów z brakami :). Kryteria wyboru roślin do uprawy są dość wyśrubowane.
Łatwość uprawy z wykorzystaniem prostych narzędzi oraz niedoświadczonych
pomocników, uprawa naturalna, bez chemii, brak możliwości ciągłego nadzorowania
ogrodu. Produkty mają być pożywne i łatwe w przechowywaniu – tak, by można było
robić z nich gorące posiłki – najlepiej zupy przez zimę i nieco dłużej. Na
jakie rośliny powinniśmy postawić? Wszelkie inne podpowiedzi i pomysły mile widziane. Mamy zimę na dopracowanie koncepcji, by móc na wiosnę ruszyć z pracami.
Powiązane tematy:
Super post. Ja bym rozważył kapustę oraz strączkowe oraz jak sam wspomniałeś ziemniak :)
OdpowiedzUsuń"Bez dwóch zdań coś solidnie spierd*****śmy." - to jest wtedy kiedy ego przejmuje kontrolę. To ono dokarmia chciwość i tak to się napędza. Brak równowagi pomiędzy ego i nazwijmy to umownie "duchowością" sporo psuje.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje wpisy:)) Pisz częściej:))
OdpowiedzUsuńDo przechowania dobry groch, fasola i najczęściej też dobrze rosną. Soczewicę w nasionach. Oczywiście kapusta i ta w głowach i kiszona, buraczki czerwone, seler, marchew, pietruszka i pory. U mojej mamy warzywa te były przechowywane w chłodnej piwnicy w czystym, suchym, białym piaseczku. Oczywiście ogórki, w beczce, kiszone. Można też brukiew na surówkę, rzepę.
www.urbanhomestead.org
OdpowiedzUsuńPrekursorzy rolnictwa miejskiego.
Ze słoneczników polecam ci Topinambur czyli słonecznik bulwiasty jedyna jego wadą jest to że lubią go nornice. Sama roślina jest odporna na warunki atmosferyczne i rośnie na każdym podłożu
OdpowiedzUsuńZważywszy na podane kryterium nie powinno zabraknąć tam czosnku. Z 1 główki 2 porcje zdrowej zupy. W sam raz jako substytut antybiotyków kupowanych pewnie dotąd przez miejskich kolegów. Z resztą i o dobry czosnek w mieście nie łatwo. W marketach króluje śmierdzący chiński do niczego się nie nadający. No i ziemniaki sadzone metodą "w oponach" pewnie wpasują się w urbanistyczny ogródek.
OdpowiedzUsuńDynię łatwo przechować, nawet do wiosny. Warunki: temperatura pomieszczenia około 15 stopni C, ciemne pomieszczenie, przewiew - piwnica? Gdy brak piwnicy, spiżarni można dynie pokroić na kawałki i zamrozić w woreczkach do mrożenia produktów spożywczych.
OdpowiedzUsuńDynie nie mogą przemarznąć na polu, bo będą zimą gniły. Aby uratować przemarznięte dynie trzeba je pokroić najszybciej jak to możliwe i zamrozić. :)
Dzięki za przepis na ratowanie zmarzniętej dyni :). Pozdrawiam
Usuńświetny artykuł - czekamy na więcej :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam topinambur, posadziłem raz tylko dwa lata temu, teraz jak potrzebuję wybieram po kilka bulw. To, co zostaje niezebrane do następnego roku, daje początek nowym topinamburom. Oczywiście bez nawożenia i podlewania (w zrębkach). Przechowuje się doskonale. Super łatwy w uprawie jest bób, wprawdzie można przechowywać, ale najsmaczniejszy jest jednak tuż po zbiorze. Bardzo łatwa w uprawie, smaczna i dobrze przechowująca się jest dynia makaronowa. No i produkty podstawowe - ziemniaki i cebula.
OdpowiedzUsuńDzięki. U mnie myszy zdziesiątkowały grządkę z topinamburem. W przyszłym roku kot będzie miał "platformę obserwacyjną" w centrum warzywnika :). Pozdrawiam
UsuńPodobnie mysleli dawni mongolscy i tureccy nomadzi. Ich wodzowie ostrzegali
OdpowiedzUsuńpasterzy by nie wymieniali stepow na zycie miejskie lub rolnicze. Zostalo to
uwiecznione w kamieniu przez tureckiego chana w poblizu Karakorum a takze w slowach
ministra Tonyukuk'a. Dla czystej wody pasterzy indianskie rolnictwo mialo w sobie zgubne
zaczatki naszej cywilizacji. Zycie sie odradza. Samochod to nasza epoka a Detroit
to kolebka przemyslu samochodowego. Ku pocieszeniu Detroit zarasta trawa. Moze
anarchisci prymitywisci beda mieli ostatnie slowo.
Chutor1
Kolejny świetny post. Bryndza inspirowana poprzednim dojrzewa w lodówce.
OdpowiedzUsuńDo miejskiego ogrodu z kapustnych także brukselka i jarmuż. Nie wymagają miejsca do przechowywania. Mogą pozostać zimą w gruncie do zbioru na bieżąco. Pasternak - łatwiejszy w uprawie i dający wyższy plon niż pietruszka, a o podobnym zastosowaniu. Niewiele znam osób potrafiących je rozróżnić. :)
Ma zupełnie inny zapach.
UsuńTo prawda. Tylko dlaczego klienci patrzą na mnie jak na świra, gdy wącham pietruszkę w warzywniaku? Pan sprzedawca, na moje niedawne pytanie o dostępność pasternaku, z rozbrajającą szczerością wyznał, że będzie dopiero zimą, jak się pietruszka na giełdzie rolnej skończy lub będzie za droga. Oczywiście NIGDY nie widziałam w tym sklepiku oficjalnie sprzedawanego pasternaku. :) A to naprawdę smaczne warzywo. Do zupy doskonałe.
Usuń@ filomidanek
UsuńSwir to ktos umyslowo ociezaly. O wartosci warzywa nos nie jest gorszy
od oka czy mozgu. Wiec zalecalbym wszystkim w sklepie warzywnym aby poslugiwali
sie takze zmyslem wechu. Odnosnie pasternaku warto go propagowac. Warzywo ostatnio
nie jest w modzie ale w dawnych czasach byl spozywany czesciej jak figa z makiem
i pasternakiem. Rosliny z dawnym rodowodem zwykle byly silniejsze i bardziej uzyteczne.
Na Zachodzie widzi sie powrot do sredniowieczych warzyw i paternak do nich nalezy.
Tak wiec pasternak,ktory jest w moim ogrodku, mozna spozywac od lata do wiosny nastepnego
roku. Latem je sie nac a przez reszte sezonow korzenie. Pasternak latwo zimuje
w ziemi wiec dla leniwcow dodatkowa wygoda.
Chutor1
Cieszę się, że robisz bryndzę. Moje "zapasy na zimę" bryndzy się niestety już kończą. W przyszłym roku zrobię dużo więcej bryndzy, bo na razie jest ona nie do pobicia jeśli chodzi o łatwość wytwarzania, smak, mnogość zastosowań w kuchni i łatwość przechowywania przez dłuższy czas. Pozdrawiam :)
Usuńpastinak jest troche wiekszy a raczej szerszy i ciut jasniejszy jak korzen pietruszki ale tez zdrowy np. mozna zrobic ziemniaczane piure z dadatkiem tegoz...pycha!...
Usuńpozdr.mariah.
@up
OdpowiedzUsuńA podobno nać pasternaku jest trująca...I komu tu wierzyć :)
@up
OdpowiedzUsuńStrona internetowa, ktora przytaczam wymienia wiele rodzajow
pasternaka, niektore z zastrzezeniami. Dwie ponizsze lacinskie
nazwy odnosza sie do pasternakow o najwyzszych wartosciach odzywczych
wsrod wymienionych na tej stronie. Opis odnosnie tych dwoch ponizszych
rodzai zawiera stwierdzenie, ze zarowno korzenie jak i liscie sa jadalne.
Pastinaca sativa
Lomatium nudicaule
http://www.pfaf.org/user/DatabaseSearhResult.aspx
rozważcie uprawy z sadzonek z mojej perspektywy lepiej tak zaczynać
OdpowiedzUsuńpolecam jeszcze: cebulę z dymki, bób i buraki, cukinia sama ładnie rośnie na słonecznym stanowisku, ale z myślą o przetworzeniu, np. marynowana w słoiki
powodzenia na miejskiej farmie
To jest blog który czyta się z przyjemnością, na dodatek zawsze dowiem się czegoś nowego. Świetny wpis.
OdpowiedzUsuń@Tomek
OdpowiedzUsuńZgadzam sie
Dzięki, dzięki :)
UsuńMozna powiesic na drzewie lub na sciane skrzynke na ktorys z nocnych ptakow lapiacych mysze . http://pl.wikipedia.org/wiki/P%C3%B3jd%C5%BAka_zwyczajna
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł. Myślisz, że zasiedlą taką skrzynie? Wyglądają mi na zwierzaki lubiące spokój w dzień. Którejś nocy, gdy nasz kot był jeszcze mały w nocy nagle zrobił się duży hałas. Kot się wydzierał i coś waliło skrzydłami o okno. Myślę, że właśnie tego typu nocny zwierz próbował zjeść naszego kota. Udało się go na czas spłoszyć.
UsuńOddam kunę w dobre ręce. Mamy kilka w okolicy, nawet szczur się wyniósł. Efekt uboczny to dziury w wełnie na poddaszu
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńMam pytanie - większość książek z których Pan korzysta jest w języku angielskim,ja mam " trochę "lat i uczyłem się j.rosyjskiego- czy są może jakieś materiały w j.polskim,dotyczące upraw i takiej kultury agrarnej jaką Pan stosuje?
Pozdrawiam - życzę dużo sił i wytrwałości,oraz udanego projektu "miejskich ogrodów".
Jacek
Jest już dostępna "Permakultura Seppa Holzera" w polsku. Jest tam bardzo dużo cennej wiedzy. Dla mnie to była podstawowa książka. "Rewolucja źdźbła słomy" Fukuoki też jest po polsku. Nie kopiuję wprost jego technik, ale bardzo zainspirował mnie ogólnym podejściem do rolnictwa. Wysłałem na FB zapytanie o polskie książki. Pozdrawiam.
Usuńbardzo dobra ksiazka to
Usuń"ZYJACY OGROD" autorzy-JOHANNA PAUNGGER I THOMAS POPPE
Witam. Niestety nie wiem tego. Czy korzysta Pan z Facebook'a? Mógłbym tam zadać pytanie i na pewno będzie mnóstwo odpowiedzi. Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@ anonim
OdpowiedzUsuńSepp Holzer, austriacki farmer, posiada 40 hektarowa farme w Alpach na poziomie
1500 metrow nad poziomem morza, klimat jest raczej chlodny. Mimo to pod golym
niebem naturalnym sposobem potrafi stworzyc mikroklimaty podobne do srodziemnomorskich.
Sam nadmienia, ze czesc z jego odkryc nastapila gdy spal/odpoczywal na ziemi.
Jego metody sa bardzo proste i wydajne. Np uzywa swin do orania, dna stawow utwardza
gesia metoda, kamienie sa centrami energetycznymi, polikultura w jego wydaniu to
wysiewanie na tym samy obszarze az do kilkadziesieciu rodzajow nasion. Na swoje farmie
ma wiele roslin trujacych, ktore w malych ilosciach sluza zwierzetom jako lekarstwa.
Wiedza o metodach Herr Holzera moze byc w Polsce bardzo pomocna gdyz wyrosla w podobnym
kregu kulturowym.
Ciekawy wątek z austriackim farmerem. Bardzo inspirujący!
UsuńA z warzyw, które łatwo wyhodować przy niewielkim nakładzie pracy to królowa jesiennego stołu i halloweenowych imprez - dynia, jak również nieco wcześniejszy kabaczek czy cukinia. Dużą wartością odżywczą wyróżnia się fasolka np. pienna, która zajmie mało miejsca, a będzie dawała dużo strąków przez pół lata. Bardzo cennym i wartościowym oraz łatwym w uprawie jest jarmuż, który można wysiać późnym latem jako poplon, a zielone liście roślinki skubać niekiedy i zimą.
Pozdrawiam
"Na jakie rośliny powinniśmy postawić? Wszelkie inne podpowiedzi i pomysły
OdpowiedzUsuńmile widziane.Mamy zimę na dopracowanie koncepcji, by móc na wiosnę ruszyć z pracami"
Wyczytalem, sprawdzilem, wyszlo. W dzikim stanie rosliny rozsiewaja sie bez pomocy
czlowieka, w moim przykladzie natura temu sprzyja. Male i okragle ziarna mozna siac
w trawie. Wczesna wiosna ziemia noca zamarza a za dnia taje. Ten proces powoduje,
ze nasiona lezace na ziemi ulegaja zagrzebaniu, lod sie podnosi a potem zapada w postaci
wody. Wiosna wysialem cykorie. Roslina ta ma wiele zalet. Jedna z nich jest to,ze w jej
korzeniach znajduje sie najwiecej inuliny w porownaniu do innych roslin. Ta zas znana
jest z tego, ze wspomaga "dobre" bakterie w przewodzie pokarmowym. I bez pracy sa kolacze!
Tak całkowicie obok. Świetna inicjatywa. Pozdrawiam i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący blog. Dobrze się go czyta. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWpis wrzuciliśmy na nasz fanpage i polecamy go dalej :)
OdpowiedzUsuńCo do ogrodu postawiłbym w pierwszej kolejności na drzewa. Najciekawsze gatunki tych jadalnych, z bazy Plants for the Future:
OdpowiedzUsuńAtlas encyklopedyczny drzew jadalnych
Edible Trees
Niektóre gatunki owocują bardzo szybko i można też z nich zrobić mniej pożywną zupkę-wino ;)
Super! :)
OdpowiedzUsuńa o słonecznikach tylko jedno zdanie ?
OdpowiedzUsuńMoże państwo zainteresujecie się firmą https://www.facebook.com/betaodszkodowania/ .Ta firma pomoże wam w uzyskaniu bardzo dużego odszkodowania.
OdpowiedzUsuń